magda
Administrator
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:29, 26 Cze 2006 Temat postu: Bitwa pod Grunwaldem z Perspektywy konia Władysława Jagiełły |
|
|
Kolejna bitwa... Kolejny bezsensowny rozlew krwi... Rzeź, której być może, można było uniknąc... Zginą ludzie, zwierzęta...
I te dwa miecze... Mistrz Krzyżaków, Urlich von Jungingen postąpił bezmyślnie, stawiając się mojemu panu. Władysław Jagiełło, bo takie imię nosi, jest przywódcą tych ludzi. Człowiekiem, który doprowadzi ich do zwycięstwa.
Stoję na tym wzgórzu i widzę... Widzę majestatyczne zbroje odbijające promienie słońca, lśniace jak lustra, ale silniejsze niż zwykłe szkło.
Stalowi rycerze, silni i odważni, gotowi na wszystko, by pokonać wroga.
Armia 30 tysięcy ludzi... Nadszedł ich czas po latach upokorzeń doznanych od zakonu Krzyżackiego, nadeszła chwila zemsty za zbrodnie i mordy niewinnych ludzi. Królewski sztandar powiewał na wietrze jak żagiel, bo to on dodawał ducha wszystkim tym, którzy zwątpili w zwycięstwo. Nadawał ton i siłę sercom Polskim, gotującym sie do starcia.
Spojrzałem na twarz swojego pana. Doskonale go znałem i potrafiłem wyczytać z niej wszystkie uczucia. Dla innych była to tylko kamienna maska władcy prowadzącego ich do zwycięstwa... Jednak ja zobaczyłem na niej to, co sam czułem...
Król spoglądał na wojska, polskie i krzyżackie, napełniony dumą i smutkiem. Znał zaciętość swoich żołnierzy. Wiarę w ideały i ludzkie serca, pełne miłości do Ojczyzny. Zrozumiał, że to ostatnia bitwa i że oni nie cofnął się przed niczym. O chrzczona krew zostanie nieuchronnie rozlana, wyznawcy Chrystusa zginą w polu. Boże, Przebacz mi! Przebacz mi za moje grzechy, którymi skalam duszę!
Potrafiłem to wszystko wyczytać z jego oczu. Obserwowałem w nich najmniejszą nawet zmianę. Prawie słyszałem jego mysli... A może myślałem o tym samym? Zakon nie wypełnił swoich obowiązków, zamiast pokory napełnił się pychą i chciwością. Dążyli do władzy, zasłaniając się pięknymi słowami o Boskim powołaniu.
Wiedziałem... Król postanowił walczyć, postanowił wydać ich Najwyższemu by sprawiedliwie osądzić ich czyny. Czułem, jak obudziła się w nim zawziętość rycerska! Będzie walczył za swoją Polskę. Za ukochaną Jadwigę, za prawdziwych, szczerych chrześcijan. Na chwałę Boga! A ja razem z nim...
Już... Zaczyna się... Wojska krzyżaków posuwają się naprzód... Nasi rycerze z "Bogurodzicą" - naszym hymnem na ustach - przygotowują się do odparcia ataku. Widać nawet śmierć im nie straszna!
Pierwsza krew... Tyle istnień... Prawdziwa masakra... Czuję to... Czuję ten zapach wszędzie, dookoła widać ten sam widok... Strumienie czerwieni zdobią ziemię. Nieżywi patrzą pustymi oczami w niebo. Co zobaczyli przed śmiercią? Nie wiem... Tyle okrucieństwa, śmierci, w jednym tylko miejscu! Nikt z poległych nie zobaczy już nigdy swoich bliskoch, nie ujrzy wschodu i zachodu słońca. Tam, w dole, nadal to wszystko trwa. Sytuacja jest straszna. Do tego ten upał. W końcu jest lipiec. Środek lata. Rycerze muszą być naprawdę wytrzymali... Już kilka godzin...
Jednak o tej porze roku mrok nie zapada szybko... Jeszcze wiele z nich musi upłynąć, aby to się skończyło. Patrzę... Niewielu z naszych poległo, ale armia wroga... Przerzedziła się przynajmniej o połowę... Szytandary walają się po ziemi całe uwalane krwią... Nagle? Co widzę ?! Mistrz Krzyżaków, Urlich von Jungingen rzucił się między walczących. Cóż... Trudno byłoby go nie zobaczyć; biały płaszcz z wielkim czarnym krzyżem, biały pióropusz... Raniony w twarz próbuje się jeszcze bronić, ale pchnięty rohatyną pada na ziemię. Wojska wroga nie mają przywódcy, Odejdą. Tak! Miałem rację, uciekają!
Koło moich oczu spada z nieba kropla wody. Jak łza. Jakby Bóg płakał, smucił się, że ludzie dla ludzi zgotowali taki los...
Post został pochwalony 0 razy
|
|